Pierwszy raz zawsze boli.
….ale żeby było łatwiej to wyjaśniamy – każda kategoria ma przypisany do niej kolor i ikonkę:
Newsy
Recenzje i opinie
Felietony
Statusy
Technologie
Wywiady
Relacje
Inne
W niedzielę 10. kwietnia 2016 roku, poza jubileuszowymi uroczystościami państwowymi Warszawiacy mogli także uczestniczyć w kilku innych wydarzeniach, a jednym z nich był występ amerykańskiej legendy ambientu – Williama Basinskiego. Byliśmy tam.
Koncert odbywał się w słynnym Pardon, To Tu, gdzie artysta miał już okazję wystąpić w listopadzie 2014 roku. Przestrzeń ta jest dosyć kameralna, co zdecydowanie sprzyja odbiorowi muzyki ambientalnej.
Gdy Basinski pojawił sie na scenie, można było odnieść wrażenie, że będzie to koncert glam rockowy. Artysta ubrany był w cekinową marynarkę, okulary sloneczne, a włosy ułożone miał na styl wspomnianej epoki. Sam występ był już mniej zaskakujący. Usłyszeliśmy typowe dla niego, minimalistyczne kompozycje (Cascade oraz The Deluge) odtworzone z taśmy, a sam artysta manipulował głównie głośnością lub pogłosem. Na koniec, mimo iż jak sam powiedział już raczej tego nie robi – zagrał fragment słynnego The Disintegration Loops.
Po koncercie była możliwość porozmawiania z Williamem przy piwie, z czego skorzystałem. Czytając różne legendy dotyczące powstawania The Disintegration Loops zapytałem go, czy prawdziwą jest ta, że zostawił taśmy na słońcu, co miało dać ten efekt „wyniszczania” dźwięku. Okazuje się, że owe „wyniszczanie” powstało przypadkiem, kiedy to zgrywał te pętle z taśm na recorder cd. Taśma po prostu się zużywała w trakcie nagrywania, co sprawiało, że dźwięk zaczynał czasami przerywać i zanikać. Jak widać, czasami przypadek sprawia, że powstaje coś genialnego.