Luuubisz to

Atelier nomady

Pomysł na ten tekst przyszedł mi do głowy podczas jednej z podróży. Przemieszczam się, jak wiele osób wykonujących wolne zawody, na tyle często, że sporą część pracy wykonuję poza domem i miejscem zamieszkania. To oczywiście rodzi problemy, bo większości potrzebnego mi sprzętu muzycznego zwyczajnie nie mogę zabrać ze sobą. Moim podstawowym narzędziem pracy i przenośnym studiem jest – i w tym również nie ma niczego niezwykłego – laptop.

Pewnego razu, dyskutując z kolegą znajdującym się w podobnej sytuacji, rozpocząłem rytualną (a przy tym nie do końca szczerą) serię narzekań na nasz nomadyczny tryb życia. Zauważyłem też, że trochę zazdroszczę onegdajszym tuzom muzyki elektronicznej podróżującym po świecie ciężarówkami wypełnionymi sprzętem, do którego zawsze mieli dostęp. Mój rozmówca, dając świadectwo wielkiej przytomności umysłu, odpowiedział natychmiast, że owszem, podróżowali z niemal całym posiadanym sprzętem, ale to nie znaczy, że mieli do niego dostęp na bieżąco, ponieważ samo rozłożenie, skonfigurowanie i zestrojenie tych gigantycznych systemów zajmowało masę czasu, a poza tym generalnie nie powinienem narzekać, ponieważ w czasach, o których mówię i do których tęsknię ilość wykonawców, którzy funkcjonowali na międzynarodowej scenie muzycznej i mogli sobie pozwolić na podróżowanie z całym swym studiem była prawdopodobnie mniejsza niż 100, natomiast aktualnie – pomimo krachu na rynku muzycznym, coraz mniejszych budżetów, ogólnej degrengolady i negatywnych zmiany w kulturze i ekonomii – społeczne, polityczne i technologiczne przemiany doprowadziły do tego, że przynajmniej kilkanaście tysięcy osób na planecie – twórców pracujących w swoich dziedzinach – jest w stanie podróżować swobodnie po świecie i prezentować swą sztukę, pomimo, że w większości przypadków nie mogą sobie pozwolić na stadionowy rozmach. Jako osoba zaliczająca się do tej uprzywilejowanej grupy nie powinienem przecież czuć się pokrzywdzony.

To oczywiście była prawda. Być może same liczby wynikały z intuicji, niż szczegółowych wyliczeń, czy badań, ale ogólny opis sytuacji niewątpliwie był trafny: uprawianie sztuki – w szczególności związanej z muzyką elektroniczną – bardzo się zmieniło w ciągu ostatnich dekad. Gigantów mamy niewielu, ale na brak dobrej twórczości i dostępu do niej nie można narzekać. Dużo więcej ludzi, ma też możliwość podzielenia się efektami swoich twórczych zmagań z otoczeniem, nawet jeśli czasem ma się wrażenie, że osób komponujących i wykonujących muzykę – i to na wcale niezłym poziomie – jest niewiele mniej, niż odbiorców. Ja osobiście, zresztą uważam, że to wspaniale i że świadczy to zwyczajnie o tym, że ludzie – jako gatunek – posiadają potrzebę twórczej ekspresji, która ujawnia się, jeśli tylko dać jej szansę.

Oczywiście jesteśmy też przyzwyczajeni do tego, że to, czego jest dużo nie jest wartościowe. W przypadku sztuki to jednak przesąd  – internet pełen jest doskonałej twórczości muzycznej, dostępnej dla każdego, kto funkcjonuje w ponowoczesnych realiach technologicznych i ekonomicznych. Jest tego więcej, niż ktokolwiek jest w stanie skonsumować przez całe swoje życie, zwłaszcza, że zasoby doskonałej muzyki są często dostępne za darmo.

Wracając jednak do tematu… a zacząłem mówić o tym, że – przypomnę – pakując się w kolejną podróż nie jestem w stanie (przynajmniej zazwyczaj) zabrać niczego więcej poza komputerem, tabletem, słuchawkami i jeszcze kilkom drobiazgami. Laptop jest nie tyle moim narzędziem, ile atelier, gromadzącym narzędzia, książki, dającym mi przestrzeń do pracy, magazyn, itp. To spostrzeżenie – myślenie o komputerze w kategoriach pracowni artysty, a nie narzędzia nie jest moje własne – dokładnie taką metaforę sformułował jakiś czas temu Casey Reas w swoim wystąpieniu The Software Studio podczas festiwalu Resonate (Belgrad 2013) opowiadając o konsekwencjach postrzegania komputera jako pracowni artysty.

Casey Reas – m. in. posiadacz przyznawanej przez Ars Electronica statuetki Złotej Nike i stypendysta Fundacji Rockefellera oraz twórca znajdujący się na liście “top 100” ArtReview – jest artystą, projektantem i programistą, jednym z twórców języka programowania i środowiska programistycznego (tzw. IDE) Processing – umożliwiającego rozpoczęcie przygody z programowaniem (a dla artysty może być to rzeczywiście “przygoda” zabierająca go w zupełnie nowe światy) osobom początkującym i kontynuację pracy na bardziej zaawansowanym poziomie, ponieważ Processing to w równej mierze narzędzie przydatne w nauce programowania, profesjonalnej pracy np. prototypowaniu aplikacji i tworzeniu efemerycznych tworów jak instalacje lub performances. Reas jest rozpoznawalną i wpływową postacią w świecie artystów związanych z mediami elektronicznymi, w szczególności aktywnych eksperymentatorów kontynuujących tradycje związane z samodzielnym budowaniem sobie warsztatu pracy i ogólnie pracą “blisko technologii”, a nie tylko konsumowaniem możliwości stworzonych przez kogoś, kto wyobrażał sobie, czego potrzebuje np. artysta lub dowolny inny użytkownik komputera.

Reas w swoim wystąpieniu sporo czasu poświęcił programowaniu. Dlaczego to takie ważne, aby programować samodzielnie, choćby w minimalnym stopniu? Otóż uzbrojeni w metaforę pracowni artysty doskonale wiemy, jak taka pracownia wygląda: kto się z takim miejscem zetknął choćby przelotnie, nie mówiąc już o prowadzeniu własnej pracowni, wie, że zasadniczo jest to miejsce służące wyzwalaniu kreatywności i wyposażone w narzędzia, które w danej osobie tę kreatywność wyzwalają i pozwalają przetworzyć w konkretny efekt – dla każdego wygląda to nieco inaczej i każdy twórca swoją pracownię przysposabia do własnych potrzeb, dlatego nie sposób znaleść dwóch podobnych pracowni. Przekładając to na komputer: skoro jako artysta nie chcemy, by nasza fizycznie istniejąca pracownia była zastawiona konfekcyjnymi gratami opatrzonymi tylko etykietką “dla artysty” warto, by tak samo było z pracownią-komputerem. Bazując jedynie na konfekcjonowanych narzędziach naprawdę daleko nie zajdziemy (nie wspomnę tu o nawet o powracającym problemie wpychania przez różne władze i służby rąk, oczu i uszu do naszych komputerów po to, by kontrolować i bronić przed mniej lub bardziej wyimaginowanymi zagrożeniami) – musimy po prostu tworzyć własne zindywidualizowane środowiska pracy, a w przypadku komputera nic się do tego nie nadaje lepiej, niż samodzielne programowanie.

Wydaje mi się, ze duża część problemów z jakimi współcześnie twórcy się spotykają jest związana z tym, ze daliśmy się zagnać do narożnika ringu przez przemysł i wspomniane w powyżej władze, które wspólnie mówią nam, co powinno być dla nas dobre i użyteczne. W tym miejscu wiele osób przypomni sobie przypisywaną Steve’owi Jobsowi maksymę “ludzie nie wiedzą, czego potrzebują dopóki im tego nie powiemy”. Ja uważam, że my sami wiemy najlepiej, czego potrzebujemy.

 *

Paweł Janicki powróci w tekście “Graf i kod”.


Warning: Illegal string offset 'fotozrodlocheck' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 145

Warning: Illegal string offset 'zrodlo' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 162

Tak. Korzystamy z ciasteczek w celach statystycznych. Na 90% nie przeczytasz treści tego komunikatu, ale jeżeli już to robisz to wiedz, że możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce. Więcej informacji o ciasteczkach