Luuubisz to

Blokada kreatywna?

Ten tekst miał traktować o czymś zupełnie innym, jednak… prawdopodobnie każdemu przynajmniej raz przydarzyła się tzw. blokada kreatywna – niemożność wygenerowania jakiejś pracy (tekstu, utworu muzycznego, projektu, napisania programu, itp.) – dotyczy to zarówno osób parających się, zawodowo lub okazjonalnie, jakąś formą twórczości artystycznej, czy przedstawicieli wolnych zawodów, jak i kogokolwiek, kto w jakimś momencie życia jest zmuszony wykrzesać z siebie cokolwiek noszącego znamiona indywidualności, zwłaszcza w regularnych odstępach czasu lub na konkretny termin.

Blokada kreatywna pojawia się na ogół na początku procesu twórczego (znany pisarzom tzw. syndrom białej kartki) lub pod koniec, objawiając się szlifowaniem i mieleniem w nieskończoność znajdującego się w ostatecznej fazie projektu z przeświadczeniem, że czegoś mu jeszcze brakuje. Do tego dochodzą wszelkie formy prokrastynacji, uciekania od bieżącego zadania i wynajdywania sobie zastępczych aktywności, itp. – pięknie tego typu męki ukazali bracia Coen w filmie “Barton Fink”  (http://www.imdb.com/title/tt0101410/ – proszę zwrócić uwagę zwłaszcza na scenę, w której scenarzyście przeszkadzają w koncentracji odklejające się od ściany pokoju hotelowego tapety), a mój ulubiony popowy przykład takiej sytuacji jest przedstawiony w początkowych scenach videoclipu do piosenki Gwen Stefani “What You Waiting For?”.

Jeśli pracujesz z mediami cyfrowymi, prawdopodobieństwo wystąpienia blokady kreatywnej dramatycznie wzrasta ze względu na właściwą im możliwość nieskończonego przekonstruowywania obrabianego materiału (czymkolwiek by on był). Osobiście uważam blokadę kreatywną za problem realny, choć zwykle wyolbrzymiany, a poniżej postaram się wyjaśnić dlaczego tak sądzę i jak sobie z nim radzić. Być może moje uwagi pomogą komuś zmagającemu się z opisaną przypadłością.

Zawodowcy w swoich dziedzinach, przynajmniej ci z którymi na ten temat rozmawiałem, przeważnie ignorują blokadę kreatywną – piszą, komponują, czy projektują (itd.) dalej, korzystając ze swoich umiejętności warsztatowych, nawet jeśli mają poczucie spadku twórczej formy. Brzmi to może mało romantycznie, ale taka strategia na ogół świetnie się sprawdza. Zazwyczaj okazuje się zresztą, że wymuszenie na sobie takiej pozornie tępej dyscypliny procentuje wpadającymi do głowy w niespodziewanym momencie niezłymi pomysłami (aby być jednak całkowicie szczerym muszę zaznaczyć, że są to zwykle pomysły przydatne w pracy nad zupełnie innymi projektami, niż aktualny – ale to i tak już coś) – generalnie jednak, trzeba nadać przebiegającym gdzieś w tle świadomości myślowym procesom zamach poprzez, nawet mozolne, “wrycie się” w zagadnienie i zawieszenie odczucia, że to, co tworzymy nie jest “wystarczająco genialne”. Wielu artystów z którymi współpracuję (i ja sam) posługuje się terminem “research” opisując proces poprzedzający lub równoległy do koncepcyjnego (czy też kreatywnego) – generalnie “research”  polega na uzupełnieniu wiedzy i umiejętności –  wyszukaniu i przemyśleniu informacji o interesującym nas zagadnieniu, co znacząco pomaga w uzyskaniu wspomnianego “zamachu”. Czasem świetnie też działa przedyskutowanie problemu – werbalizacja uruchamia procesy psychiczne, które trudno wywołać w izolacji. Wszystko to nie jest jednak biernym oczekiwaniem na interwencję zewnętrznych sił zsyłających natchnienie, czy mniej lub bardziej ukrytego wewnętrznego geniusza.

Takie podejście wielu osobom, zwłaszcza hobbystom, może wydawać się chałturnicze –  ja jednak uważam, że można je opisać jako zwyczajne zredukowanie stopnia w jakim sobie pobłażamy. Pewnego rodzaju zaciętość świetnie służy ostatecznemu efektowi, choć zdaję sobie sprawę, że czasem warto po prostu odpocząć (stanowczo lepiej jednak odpoczywa się po wykonaniu pracy, niż przed). Oczywiście zajmując się czymś hobbystycznie nie musimy poddawać się takiemu rygorowi, choć w dobie powszechnego deficytu wolnego czasu nawet czas poświęcony hobby jest na tyle cenny, że nie warto go trwonić…

W moim przypadku, ponieważ wiele projektów, jakie realizuję w jakimś stopniu jest związana z innymi ludźmi i ich czasem, muszę to brać pod uwagę i starać się pracować najlepiej jak potrafię w danym momencie, nie zastanawiając się, czy chwilowy brak weny nie sprawi, że otoczenie odbierze efekty mojej pracy jako nie dość wybitne. Ponadto jestem raczej racjonalistą – nie wierzę w inspirację traktowaną w kategoriach muzy spływającej na geniusza i podszeptującej mu nowatorskie koncepcje. Być może oznacza to po prostu, że nie jestem geniuszem. Niemniej pociesza mnie myśl, że nie jestem jedyną osobą szyderczo traktującą narcystyczne wzloty – przypomina mi się w tym miejscu ironiczna wypowiedź jednego z braci Minkiewiczów  – rysownika, m.in. współautora komiksowej serii o strzegącym Opola superbohaterze “Wilq” – który na pytanie o genezę swojej postaci odparł, że pierwowzór bohatera wykreślił na wyprawie himalaistycznej w Nepalu, gmerając patykiem w śniegu, podczas gdy Szerpowie zwijali obóz. O ile pamiętam, w tym samym wywiadzie opisał swoją metodę poszukiwania inspiracji, w ten sposób, że czasami specjalnie stara się przejechać tramwajem po to, by “mieć kontakt ze zwykłymi ludźmi” i “podłapać parę tekstów z ulicy” – Beacie Bełzak, wybitnej znawczyni polskiego komiksu, która kiedyś zapoznała mnie z twórczością Śledzia winien jestem dozgonną wdzięczność za uświadomienie mi, że imię moje Legion. Z kolei japoński reżyser, malarz i komik Takeshi Kitano wspaniale wyśmiał popularną figurę artysty-geniusza w filmie “Akiresu to kame”.

Ponieważ jednak, jak pisałem, wiele moich projektów to kooperacje z innymi twórcami ciągle spotykam się z problemem blokady kreatywnej niejako “od drugiej strony” – to znaczy, czekam na coś, co jest mi potrzebne by wykonać swoją część pracy. Szczerze mówiąc nigdy nie zaobserwowałem żadnej korelacji pomiędzy przeświadczeniem współpracownika, że “tym razem czuł się zainspirowany” (uwierzcie mi, są osoby posługujące się podobnymi kategoriami…) i wpadł na genialny pomysł a faktyczną jakością rezultatów jego aktywności. Podobnie rzeczy w przeświadczeniu autora “wymęczone” często okazują się nadspodziewanie wartościowe.

Kolejna sprawa, to fakt, że wiele osób nie docenia siły prawdziwej i szczerej kooperacji. Często wartość efektu finalnego buduje się na zasadzie emergencji – nowa jakość wyłania się z elementów składowych, które, rozpatrywane osobno, nie muszą wydawać się szczególnie interesujące – to właśnie zestawienie ich razem tworzy nową jakość.

I wreszcie, jeśli pracujecie zespołowo, i za pomocą mediów digitalnych, pamiętajcie o możliwości, wielokrotnego powtarzania kolejnych przybliżeń do efektu finalnego (zwłaszcza w wypadku pracy zespołowej) – innymi słowy: nie starajcie się nadać temu, nad czym z kimś pracujecie finalnej formy tak, jakbyście robili to sami – zaskakująco wiele osób ignoruje tę prostą zasadę. Jeśli pracujecie wspólnie z kimś innym zmodyfikujcie projekt w pewnym stopniu i odeślijcie partnerowi (partnerom) – zakładanie, że macie samodzielnie za zadanie nadać projektowi szlif wnoszący nową jakość to zasadnicze nieporozumienie. Projekt w pewnym momencie skończy się samoistnie. Próba przykrawania efektów wspólnej pracy do własnego osobistego widzimisię to poważny błąd – zostawcie to na samodzielne aktywności, inaczej zgubicie coś ważnego, wręcz najważniejszego w każdej współpracy.

*

Paweł Janicki powróci w tekście “Atelier Nomady“.


Warning: Illegal string offset 'fotozrodlocheck' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 145

Warning: Illegal string offset 'zrodlo' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 162
  • Cyprian Amadeusz Wieczorkowski

    Dwie sprawy.
    Pierwsza, fajnie napisane
    Druga, Śledziu jest autorem Osiedla Swoboda,a Wilq’a stworzyli bracia Minkiewiczowie.
    Pozdrawiam.

    • Paweł Janicki

      Prawda, dziękuję za korektę. Zaraz poprawię.

Tak. Korzystamy z ciasteczek w celach statystycznych. Na 90% nie przeczytasz treści tego komunikatu, ale jeżeli już to robisz to wiedz, że możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce. Więcej informacji o ciasteczkach