Luuubisz to

Gdzie są nowe gwiazdy?

Iggy Pop, Sting, Bjork, Madonna, Bowie, Led Zeppelin, Depeche Mode, Radiohead. Czy zauważyliście, że artyści tego formatu pojawiają się coraz rzadziej? Zastanawiacie się dlaczego? Może odpowiedni ludzie przestali się rodzić? Raczej nie, ciągle się rodzą, tylko dziś zostają sprzedawcami hot-dogów, bezdomnymi wyrzutkami, a niektórzy robią pewnie kariery w biznesie lub administracji. Współczesny świat nie daje im szans, by muzyczne wizje, które noszą w swoich głowach zaczęły rosnąć, rozwijać się i wydawać owoce w postaci dzieł, którymi moglibyśmy się zachwycać.

O mechanizmach finansowych rządzących współczesnym rynkiem muzycznym oraz niekorzystnych dla artystów tendencjach w jego rozwoju, pisaliśmy już szeroko na Polyphonia.pl w tekście „Z wielkiej chmury mały ca$h (czyli o serwisach streamingowych i obecnych trendach rozwoju rynku muzycznego)”. Tym razem parę słów na temat procesu formowania się „gwiazdy” oraz okoliczności powstawania dzieł muzycznych wielkiego formatu.
Oczywiście, jednej uniwersalnej receptury nie ma. Jednak analiza biografii artystów, których przez ostatnie dziesięciolecia mieliśmy okazję podziwiać oraz okoliczności powstania ich największych dzieł, dostarcza zaskakująco dużo wspólnych zależności i wniosków. Otóż najczęściej są to ludzie wyraźnie różniący się od reszty społeczeństwa sposobem myślenia (i co za tym idzie także sposobem zachowania, czy w ogóle wyrażania siebie). Choć nie jest to reguła, bywają charyzmatyczni, zdolni pociągnąć innych za swoimi wizjami. Talent jako taki, nie jest tu kluczowy, często objawia się z cała mocą i doskonali dopiero w późniejszym etapie rozwoju. Ważne jest natomiast, że ci ludzie noszą w sobie energię czegoś nowego, pewien potencjał zmiany. Bywa, że na początku jeszcze nieukierunkowany, ale ewidentny. Posiadając tego typu energię napędzaną dodatkowo przez młodość, przyszłe gwiazdy są hiperaktywne. Mają niespożyte zapasy sił i działają na wielu frontach, niektórzy w sposób uporządkowany, inni bardziej chaotycznie. Mimo że zwykle są to ludzie uparci, często także przeświadczeni o swojej wyjątkowości lub wręcz misji, nawet oni muszą na pewnym etapie złapać wiatr w żagle. Wiatr który ich poniesie i zapewni warunki do dalszego rozwoju. I nie oszukujmy się, w dziewięciu przypadkach na dziesięć, ten wiatr musi pojawić się w czasach ich młodości, kiedy mają jeszcze dość sił, zapału i odwagi żeby bez kompromisów realizować swe marzenia.

Bez wiatru w żaglach

Co jeśli wiatr nie nadejdzie? Cóż, ci ludzie zwykle nie kalkulują. Naturalnie i egoistycznie poświęcają się bez reszty realizacji swoich pasji i rzadko kiedy mają plan „b”. Jeśli realizacja wizji nie wychodzi, przepadają. Jeśli nie życiowo, to przynajmniej dla świata muzyki, jako potencjalni twórcy rzeczy wiekopomnych. I nawet jeśli starczy im uporu by walczyć trochę dłużej niż nakazywałby rozsądek i na własną rękę uda im się doprowadzić do wydania swojego pierwszego krążka (co dziś jest znacznie tańsze i łatwiejsze niż kiedyś), cóż z tego, skoro materiał przepada w oceanie milionów wydawnictw, które rok w rok zalewają rynek. Ich pierwsze dzieła giną z
prozaicznej przyczyny, nowej muzyki jest tyle, że nikt dziś nie ma ani czasu, ani możliwości rzetelnie wysłuchać wszystkich nowych wykonawców i ewentualnie odkryć rodzący się potencjał. Nie mówiąc już o otoczeniu takiej potencjalnej gwiazdy opieką, czy zainwestowaniu w nią. A w błędzie są wszyscy ci, którzy sądzą, że dzieła wybitne tworzą debiutujący własnym sumptem młodzieniaszkowie. To się zdarza niezmiernie rzadko. Jak pokazują niezliczone przypadki, to właśnie druga lub trzecia płyta (a czasem dopiero debiut drugiego lub trzeciego poważnego projektu/zespołu) przynosi wydawnictwo, które nosi cechy indywidualności i wyjątkowości, które niesie nową jakość dla słuchaczy i dla rynku muzycznego. I kreacja taka może powstać tylko wtedy, gdy artysta ma warunki by przez jakiś czas pracować, rozwijać się i doskonalić. Gdy dociera z tym co robi do ludzi i dostaje od nich zwrot energetyczny w postaci zainteresowania, krytyki lub/i aplauzu, ale także zwrot w postaci finansowej, żeby móc utrzymać się i skupić na dalszej pracy. Tylko w ten sposób, jako proces trwający w czasie, powstają dzieła wyjątkowe i przełomowe, muzyka która zmienia rynek i odbiorców, muzyka która ma jakość i którą można się potem cieszyć latami. I kluczowym czynnikiem, co wyraźnie chcę podkreślić, jest tu między innymi właśnie ten czas. Kilka lat kiedy muzyk bądź grupa może konsekwentnie pracować, improwizować i poszukiwać, aż wykrystalizuje własny, indywidualny styl.

Globalna optymalizacja

Ale żyjemy w czasach, kiedy wszystko musi być natychmiast, a jakość nie jest priorytetem. Jakość musi być jedynie taka, żeby klient ją zaakceptował i zdecydował się na zakup danego towaru lub usługi. Jakość musi być po prostu akceptowalna, nic więcej. Jako cywilizacja nie chcemy już tworzyć rzeczy wyjątkowej jakości. Co więcej, mamy precyzyjne instrumenty analizy rynku oraz speców marketingu, którym słono płacimy za to, aby do tysięcznej części po przecinku oszacowali jaka ma być minimalna jakość, przy której sprzedaż nie będzie szwankować. I w zasadzie prawie nikt dziś nie chce przekraczać tego progu, bo to kosztuje. Wyższa jakość to dodatkowy czas i nakłady, czyli wyższe koszty. A przecież każdy chce zarabiać. Zarabiać jak najwięcej. Nie trochę, nawet nie dobrze, tylko jak najwięcej. Najwięcej jak to tylko możliwe. A więc optymalizujemy. Wszystko.
Żyjemy w czasach bezwstydnej i bezgranicznej optymalizacji. Optymalizacji totalnej, wręcz nieludzkiej. Wytwarzamy głównie rzeczy o jakości od przeciętnej, do co najwyżej przyzwoitej. Za to w ogromnych ilościach. W zoptymalizowanych procesach produkcji, dystrybucji i sprzedaży. Skutkiem tego jesteśmy zalewani nadmiarem, wszystkiego jest za dużo – towarów, usług, informacji, i… muzyki.
Mamy tysiące rodzajów pieczywa, ale kiedy ostatnio jedliście coś, co urzekło was wyjątkową jakością, wyjątkowym smakiem? Na sklepowych półkach większość chlebów i bułek wygląda znośnie, pierwszego dnia znośnie też smakuje, w kolejnych staje się coraz bardziej niejadalne. A chleby pieczone kiedyś z wysokiej jakości składników, w domach, w krótkich seriach i według pracochłonnych, czyli drogich i nieoptymalnych procedur? Tygodniami zachowywały świeżość, urzekając smakiem i jakością. Ale takie procedury wdrożone na masową skalę nie pozwoliłby maksymalizować zysku, należało je więc zoptymalizować i zmienić. Finał znamy. I dotyczy to obecnie niemal każdego rynku i sektora.

Muzyka = towar

Skoro muzyka także stała towarem, a muzycy określają samych siebie mianem „producentów”, na jakiej podstawie oczekujemy odmiennych od głównego trendu mechanizmów na rynku muzycznym? Jest tu niestety dokładnie tak samo. Te same prawa, te same zależności. Mamy bezprecedensową nadpodaż muzyki, jesteśmy wręcz zalewani nowymi wydawnictwami pochodzącymi z milionów sub-domowych labeli. Owszem, średnia jakość produkcji wzrosła (bo jej koszty spadły – została zoptymalizowana) i dziś nawet młode, debiutujące zespoły brzmią przyzwoicie. Tylko co z tego? Skoro rzeczy wybitnej jakości, do których wszyscy tak tęsknimy jest jak na lekarstwo, a młode gwiazdy formatu i jakości tych, które znamy z poprzednich dekad, po prostu przestają się pojawiać.


Warning: Illegal string offset 'fotozrodlocheck' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 145

Warning: Illegal string offset 'zrodlo' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 162
  • ax

    Większość muzycznego społeczeństwa myśli, że należy do wybitnej mniejszości…

  • Damian Rosa

    Globalizacja. Globalność produktu wpływa na jego jakość. Dobry artykuł, mało tu miejsca na dyskusje bo wyczerpuje podstawę tematyczną, Zawsze ciekawił mnie rynek muzyczny w USA i tamtejsze wyciskanie z wypromowanych gwiazd maksimum chwilowej możliwości upychanej w producenckiej wizji. Zero swobody ekspresji talentu artysty – czasami są jak statyw do kamery. Świat muzyki skopiował model działania z świata mody, nie ważne czy dobrze ważne aby co sezon było coś nowego. W całym tym chaosie najbardziej cierpi odbiorca ale ma także najwięcej satysfakcji kiedy znajdzie upragnioną płytę. To jak poszukiwanie złota w USA z sitkiem w rzecze, Cierpliwy zostaje nagrodzony i myślę, że podobnie może być z artystami.

  • Staszek

    A Justin Bieber? :)

    • Grzegorz Bojanek

      Prowokacja? Raczej marna. Kimże jest Bieber jak nie dobrze opakowanym przez wytwórnie tworem znalezionym gdzieś w sieci.

      Nie mam pojęcia, czy dzisiaj udałoby się jeszcze wykreować gwiazdę na miarę choćby tych z grafiki artykułu. Mamy totalną sezonowość, a potem dany artysta znika w niszy, w której siedział wcześniej. Czy ktoś jeszcze pamięta co było hitem przed Gangnam Style? Pamiętacie Gotye? https://www.youtube.com/watch?v=8UVNT4wvIGY | Gdzie dzisiaj jest Gotye? A co było przed nim? Już nikt nie pamięta…
      Wg mnie niestety to Internet i trochę szczęścia powoduje, że dany utwór staje się przebojem. Idzie wiral, wszyscy się cieszą. A potem nie ma już nic. Kolejny numer już nie załapuje. Kto z Was wie, co było kolejnym przebojem pana Koreańczyka Psy? Nikt!

      • Janek Węgrzyn

        a komu potrzebne gwiazdy? do czego niby? bardzo dobrze, ze to wszystko zdycha. po co komu Madonna, ktora od 30 lat sieje pustote i slabizne? niczym sie nie rozni od Biebera. to co myslimy o Iggym, Bowiem i innych nic nie znaczy. to sa nasze tylko wyobrazenia podkrecane przez media. wlaczmy sobie ‚Raw Power’, czy ‚Low’ i sluchajmy muzyki. a poza tem ten numer Gotye bardzo fajny. troche jak Gabriel. pozdrawiam.

Tak. Korzystamy z ciasteczek w celach statystycznych. Na 90% nie przeczytasz treści tego komunikatu, ale jeżeli już to robisz to wiedz, że możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce. Więcej informacji o ciasteczkach