Luuubisz to

Z wielkiej chmury mały ca$h (czyli o serwisach streamingowych i obecnych trendach rozwoju rynku muzycznego)

Stawiam tezę, że żadne The Beatles, Bowie, Sex Pistols, Depeche Mode czy inny Kraftwerk, nigdy by nie powstały, gdyby ich twórcy w którymś momencie nie nabrali przekonania, że mogą żyć z muzyki którą tworzą i nie poświęcili się temu zajęciu „na pełny etat”. Tymczasem dziś, żeby zarobić równowartość amerykańskiej pensji minimalnej, artysta udostępniający swe utwory w serwisie streamingowym, musi mieć miesięcznie co najmniej 4 mln odsłuchań!

W ostatnich trzech dekadach ubiegłego wieku opłacało się być muzykiem. Wystarczyło wydać płytę która rozeszła się w paru milionach egzemplarzy, a czasem nawet tylko dobry singiel, żeby zacząć operować kwotami z sześcioma zerami. I zaczynał się lot: limuzyny, nieograniczony dostęp do wszelkich używek, groupies, pięciogwiazdkowe hotele, odrzutowce… Kwestię na ile taki styl życia przysłużył się indywidualnym muzykom, a na ile ich niszczył, zostawiam na boku. Pewne jest jedno, z muzyki można było żyć. I to dobrze. Dziś amerykańska pensja minimalna to około 1160 dolarów, czyli żadna fortuna nawet na warunki polskie. Żeby zarobić te pieniądze, artysta musi mieć miesięcznie ponad 4 miliony odsłuchań w popularnym serwisie streamingowym Spotify. I jeszcze jedno: sam musi posiadać pełnię praw do utworu, co w praktyce prawie nigdy się nie zdarza. Bo utwór to najczęściej jednak dzieło zbiorowe, współtworzone przez kilka osób. Do praw twórców często dochodzą jeszcze także prawa producenta, prawa wykonawcze, itd. Żeby zatem klasyczny rockowy skład (kwartet) mógł dziś żyć ze swej muzyki na poziomie płacy minimalnej, musi mieć przynajmniej 4 numery z licznikiem wskazującym ponad 4 miliony odtworzeń miesięcznie na każdym z nich.

Cztery miliony odtworzeń to wynik oszałamiający, zarezerwowany dla najbardziej popularnych wykonawców o ugruntowanej pozycji na rynku. Wyniki artystów poszukujących, alternatywnych oraz młodych, mierzy się w tysiącach. Wynagrodzenia są więc symboliczne. Warto to sobie uświadomić, a jeśli ktoś ma z tym problemy i ciągle myśli, że artystom się powodzi, niech koduje sobie liczby: Pandora – 8 tys. odsłuchań = 21 centów, Spotify – 6 tys. odsłuchań = 1 dolar.
Cóż, powie ktoś, niech nie robią awangardy, niech grają „dla ludzi”, albo niech będą na tyle dobrzy by sprzedawać się w milionach, dla przeciętniaków nie ma dziś miejsca, na żadnym rynku. Niby brzmi sensownie, ale niestety, to nie jest takie proste.

Kultury nie wytwarzało się i nie będzie wytwarzać się w fabrykach. Jest to rynek, którego rozwojem żądzą trochę inne reguły, a dominujący obecnie skrajny merkantylizm i opętanie maksymalizacją zysku, po prostu go wyniszczają. Jeśli tylko chwilę się zastanowić, łatwo można dostrzec, że niemal wszystko co dobre i wartościowe w muzyce ostatniego półwiecza, zanim weszło do mainstreamu (czy później wręcz do klasyki), miało swój początek w działaniach alternatywnych. To właśnie twórcy poszukujący tworzyli wzorce i patenty, które kreowały nową jakość i posuwały rynek muzyczny do przodu. I nawet jeśli na dorobku części z nich, miliony zarabiał ktoś inny, to i tak sytuacja była lepsza niż obecnie, bo duża grupa ludzi mogła żyć z muzyki
i tworzyć, a rynek muzyczny z sezonu na sezon rozwijał się, a okresowo wręcz kwitł. Oczywiście, że tworzono wiele muzyki przeciętnej i wtórnej, ale powstawały też rzeczy świeże, perły w postaci płyt i zespołów, które dawały początek całym nowym stylom.
Po roku 2000 coś ewidentnie się zmieniło. Naturalny mechanizm zaczął najpierw kuleć, potem się psuć. Widać to dobrze zarówno z perspektywy lokalnej, jak i globalnej. Mamy gwiazdy starej epoki jak The Rolling Stones, U2 czy Depeche Mode, które ciągle jeszcze zapełniają stadiony, ale potem długo, długo nic. Bardziej lub mniej nijakie zespoły, które pojawiają się i znikają po 2-3 sezonach, a do ich płyt raczej nikt nie będzie latami wzdychał. W Polsce jest podobnie, zarówno kombinaty festiwalowe jak Lady Punk i Kombi, czy projekty ambitniejsze typu Kult z Kazikiem lub Hey z Nosowską, to zespoły z poprzedniej epoki. I mimo że pojawiają się
ciekawi młodzi twórcy, to nie pojawiają się gwiazdy, zdolne do kreacji własnych, masowo rozpoznawalnych, niezależnych światów muzycznych.

Powodów takiego stanu rzeczy jest zapewne wiele. Ale z pewnością jednym z nich jest brak mechanizmu dającego możliwość utrzymywania się z muzyki (a więc szerzej: zaangażowania się w pełnym wymiarze) ludziom młodym, którzy mają chęć i potencjał tworzenia czegoś nowego. Sytuację tę potwierdza też ciekawe zestawienie przygotowane przez New York Magazine, zatytułowane „Monopol na szczycie”.
W 1986 na pierwszym miejscu listy przebojów (zapewne Billboard) znalazło się 31 utworów, autorstwa 29 różnych artystów. Tymczasem od 2008 roku mieliśmy 66 utworów zajmujących pierwsze miejsce, z czego ponad połowa została stworzona przez zaledwie 6 wykonawców (Rihanna, Katy Perry, Adele, Lady Gaga, The Black Eyed Peas, Flo Rida).
W jakim kierunku prowadzą rynek muzyczny powyższe tendencje, nietrudno zgadnąć. Brak świeżej krwi, świeżych pomysłów i energii, nieuchronnie prowadzić musi do ograniczenia oferty, spadku jakości, braku rozwoju i w konsekwencji do obumierania. Względnie sztucznego utrzymywania komercyjnego rynku-zombie.

Pamiętam przerażenie branży muzycznej pierwszych lat ubiegłej dekady, kiedy to dane jasno zaczęły pokazywać załamanie sprzedaży płyt CD, a na horyzoncie pojawił iTunes z ideą handlu poszczególnymi utworami po cenie 99 centów. Wieszczono wówczas katastrofę rynku muzycznego, prognozowano ciężkie czasy dla artystów. Z dzisiejszej perspektywy, tamten model wydaje się niemal idyllą.
Obecna sytuacja artystów, szczególnie młodych i poszukujących staje się nieciekawa, a wręcz groźna z punktu widzenia możliwości ich funkcjonowania w społeczeństwie. A skoro jest groźna dla nich, to bez dwóch zdań jest też groźna dla całego rynku muzycznego.
Wiele badań wskazuje, że coraz popularniejsze odsłuchiwanie nagrań w streamingu, czyli z serwisów przechowujących pliki muzyczne „w chmurze”, wpływa już nie tylko na sprzedaż tradycyjnych nośników, ale też na wyniki serwisów typu iTunes, oferujących pliki na własność.
Pojawia zatem proste pytanie: co się nagle stało z kasą w tym systemie? Kto ją zgarnia lub gdzie ona wyparowuje?
Ciekawe światło na kwestię rzuca fakt, że popularne serwisy streamingowe jak Pandora czy Spotify, zamknęły ostatnie lata działalności stratami operacyjnymi rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów (Spotify – 60 mln dolarów straty w 2011 roku). W tym samym czasie, przyciągnęły jednak setki milionów dolarów kapitału z giełdy, emitując akcje. Na podstawie tych informacji pojawiły się opinie, że dla ich szefów długoterminowe dobro rynku muzycznego nie ma żadnego znaczenia. Że to po prostu cwani chłopcy w garniturach, którzy mają pomysł na biznes i zależy im tylko na tym, żeby jak najszybciej kapitalizować zyski. Jak największe oczywiście.
W taki ton myślenia wpisują się ostatnie działania Thoma Yorke’a oraz Nigela Godrich’a (odpowiednio: wokalisty/lidera Radiohead oraz wieloletniego producenta grupy), którzy wycofali swoje płyty ze Spotify, twierdząc, że taki model sprzedaży „jest zły dla nowej muzyki”. Godrich tłumaczył:
Mali producenci i nowi artyści nie są w stanie się utrzymać. Trzeba zmienić model dla nowych piosenkarzy albo dla nowych producentów muzycznych. Mamy do czynienia z ludźmi przemysłu muzycznego. Próbują oni opanować system dystrybucji. Sztuka ucierpi, jeśli nie sprawimy, że system będzie sprawiedliwy dla nowych artystów.
W jednym z wpisów Tweeterowych, Godrich niemal dokładnie potwierdził myśl, od której zacząłem ten tekst, pisząc:
Płyty Pink Floyd przyniosły już miliony dolarów (niekoniecznie zespołowi), więc umieszczenie ich w serwisie streamingowym jest zupełnie racjonalne. Gdyby jednak w 1973 r. ludzie słuchali Spotify, zamiast kupować winyle, to wątpię, czy „Dark Side of the Moon” w ogóle by powstało.
Nie tylko muzycy z kręgu Radiohead, również inne znane na rynku muzycznym marki (znane również z tego, że cenią sobie niezależność), takie jak Tool czy King Crimson, bojkotują Spotify. Pytanie, czy słusznie?

Branża anno domini 2013 jest ewidentnie zdezorientowana. Firmy płytowe łapią się Spotify jak ostatniej deski ratunku, licząc na to, że wobec spadającej sprzedaży nośników fizycznych będą w stanie zarobić na elektronicznej sprzedaży, a przy okazji zmniejszą choć trochę nielegalną dystrybucję muzyki.
Trzeba też oddać sprawiedliwość modelowi biznesowemu Spotify, który zaczyna się zmieniać i przynosić zyski. Po latach strat, w 2012 roku serwis zarobił 200 milionów dolarów, chwaląc się przy okazji świetnymi wskaźnikami przyrostu nowych użytkowników oraz wysokości średniego obrotu z każdym z nich. Twórcy serwisu zapewniają, że czym większe będą ogólne przychody, tym więcej pieniędzy trafiać będzie do artystów. Stąd też wprowadzenie nowego modelu rozliczeń, który bazuje na rangach popularności utworów. Czym częściej odtwarzany jest utwór, tym większe wynagrodzenie za każde odtworzenie trafia do artysty. W teorii wygląda to na naturalny i uczciwy, mechanizm, bazujący na zdroworozsądkowy zasadach popularności weryfikowanej przez samych użytkowników. Jest tu jednak pewien haczyk: żeby utrzymać rosnącą liczbę użytkowników, potrzebna jest wartościowa, dobrej jakości nowa muzyka. A ponieważ jej produkcja, w sensie zarówno dosłownym ale i szerszym – życia i utrzymania muzyków – kosztuje, wracamy do tego samego pytania: kto ma ją produkować i za co, skoro młodzi twórcy dostają marne grosze za swoje tysiące odtworzeń?


Warning: Illegal string offset 'fotozrodlocheck' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 145

Warning: Illegal string offset 'zrodlo' in /home/users/wef/public_html/poly/wp-content/themes/shift/content.php on line 162
  • Rafał Pióro Biegun

    Pierd*lenie, jak ktoś zaczyna tworzyć muzykę z myślą o zarabianiu to mu współczuję, muzykę robi się dla muzyki, tworzy z pasją, realizuje tę pasję i nie myśli o zarabianiu. Owszem, jeśli coś nagle stanie się przebojowe i daje możliwość choćby zwrotu kosztu poniesionych na rozwijanie pasji to czemu tego nie wykorzystać? Ale to nagroda, forma bonusu, miła niespodzianka, a nie cel.

    • nav

      Pierd*lenie 16stolatka. Spróbuj dorosnąć, zrobić sobie dziecko i próbować kupić mu wyżywienie z wynagrodzeń ze Spotify, czy w ogóle ze swojej twórczości. O rozwoju swoich umiejętności muzycznych nie wspominam, bo gdybyś chciał się rozwijać muzycznie, to pewnie sam umarłbyś z głodu zaraz po dzieciaku.

    • Piotrek Michałowski

      Jeżeli ktoś tworzy z pasji to i tak będzie tworzył, niezależnie czy na tym zarabia czy nie, ale jeżeli możesz poświecić na to np. tylko 2 godziny dziennie bo resztę dnia tracisz, żeby zarobić na czynsz to hitu raczej nie stworzysz.

    • Grzesiek

      Ale mnie wku*wiają takie wypowiedzi… Czysty bełkot. Czy lekarz jak idzie leczyć ludzi to robi to dla pasji nie dla zarobku? MUZYK TO TEŻ ZAWÓD. Kiedy ten ciemny naród to zrozumie… Wielu muzyków musi pracować gdzieś indziej żeby jakkolwiek żyć tak być nie powinno. Nasz ciemny naród uważa, że muzyk to hobby – bo czerpiemy z tego przyjemność. Owszem czerpiemy ale za coś musimy egzystować na tej planecie, życie nie jest za darmo. Kształcimy się często od 7 roku życia zapie*dalając jak małe motorki po dwóch szkołach, przygotowując się codziennie do DWÓCH szkół a w przyszłości dostajemy jałmużne gdzie sprawiedliwość za tyle lat pracowania i zapie*dalania po szkołach muzycznych… Nie mówiąc o godzinach spędzonych na ćwiczeniu, próbach… Sprzęt też kosztuje, wszystko kosztuje a Wy ludzie nadal mówcie, że to nasze hobby i przyjemność. Rzygać mi się chce jak patrzę na tego typu posty… ;/ „nagroda, forma bonusu, miła niespodzianka”… Pozostawiam to bez komentarza.

      • Rafał Pióro Biegun

        Malarz to też zawód, ale jak się chce zarabiać na sztuce to trzeba mieć talent, to musi być wybitne, Wy jesteście wybitni??? Skoro się nie sprzedajecie to nie, a to jak z Lekarzem, jak nie jest wybitny to jest słabo opłacany. Nie marudź tylko idź po prostu do normalnej pracy, a pasje traktuj jako dorabianie lub nie. Problemem Waszym jest to, że chcecie zarabiać na muzyce najzwyczajniej nie mając albo o muzyce pojęcia albo o zarabianiu. Proste :)

        • Grzesiek

          Co ma piernik do wiatraka? Co ma talent do tego, że każdy człowiek za swoją pracę powinien dostać wynagrodzenie? Czy urzędas w biurze ma taki wielki talent że dostaje pieniądze za swoją pracę? Tu nie chodzi o to kto jest wybitny a kto nie tylko o sprawiedliwość. Jeżeli uważasz, że tylko ludzie „utalentowani” powinni dostawać pieniądze to współczuję światopoglądu. Tak się składa że „normalna praca” to dla mnie muzyka, kształcę się w tym kierunku od ponad 14 lat rzadko który fagas za biurkiem musi tyle przepracować żeby do tego biurka się „dochrapać”. Jednak on dostanie pieniądze a ja dostanę jak ciemnogród nie znający się na muzyce mnie doceni. Muzyka schodzi na psy, zarabiają na niej ludzie TOTALNIE nie utalentowani. Jeżeli uważasz, że obecne czołowe gwiazdy są utalentowane to też współczuję światopoglądu. „Normalna praca” śmiać mi się chcę z tego bełkotu nie wiem kim jesteś z zawodu ale spróbuj sobie wyobrazić, że kształcisz się latami po to żeby robić w życiu coś innego… „Problemem naszym” jest to co napisane jest w tym artykule, to że ludzie coraz gorszego chłamu słuchają i to że nie ma komu sprzedawać tej muzyki bo przeciętny zjadacz schabowego w Polsce woli sobie ściągnąć za darmo z internetu.

          • Rafał Pióro Biegun

            Przemawia przez Ciebie wielki żal, że nie trafiłeś z wykształceniem, spore rozgoryczenie. Ale widzisz, porównujesz sam zawody, więc Ci tłumaczę, że kiepski robotnik nie zarabia dużo, inżynier zarabia, jeśli ma pracę. Po co sam wyskakujesz z porównaniem Lekarza do Muzyka??? A jak nie wypaliło to do urzędnika… To zupełnie różne branże, stanowiska, inna potrzeba kształcenia i inwestycji w siebie. Nie sądzisz? No ale wracając do lekarzy, ileż to strajków i lamentów było, że zarabiają mało. Rozumiem, że chciałbyś więcej, jednak jest jak jest. Artysta to nie obowiązek i potwierdzasz prawdę, że jak ktoś się kształci dla kasy, dobiera taki kierunek, a nie pasji to taki później z tego wychodzi zakalec. Mówię Ci, zmień zawód, skoro muzykowanie to nie Twoja pasja, lecz sposób na zarabianie. Póki co beczysz jak zawiedziona baba, jakby to takim muzykom „z powołania” było tylko źle w tym kraju. Znam wielu muzyków, którzy zarabiają, bo tworzą ścieżki do gier, filmów, spotów – oni zarabiają, inwestowali w to, a Ci co robią to z pasji nie zarabiają kokosów NA MUZYCE lub wcale, i nie mają z tego powodu żalu do świata. Ty wybrałeś zarabianie, ale widocznie jesteś albo cieniutki albo nie potrafisz się sprzedać. Przemyśl to, albo może zmień managera, jeśli uważasz, że to co tworzysz ma jakąś wartość przeliczaną na mamonę, bo on spija śmietankę, a Ty się użalasz :-)

          • Grzesiek

            Żaden żal przeze mnie nie przemawia o wielki psychologu. Gwarantuję ;) jestem na studiach za granicą i moje życie ma się bardzo dobrze pod każdym względem materialnym (jak i muzycznym też). Ludzie chcą ze mną grać, jestem szanowany w światku muzycznym, nie narzekam na brak muzycznej pracy, ale dziękuję za troskę. ;) Wszystko idzie do przodu jednakże wiem ile ludzi ma problem bo tak się składa że jako muzyk mam dużo znajomych w tej branży na pewno więcej niż Ty. Pieprzysz o tym że jak ktoś jest utalentowany to zarobi – gówno prawda na wielu koncertach spotyka się utalentowanych muzyków którzy muszą zapieprzać po mac donaldach bo nie dostają godziwej kasy. OWSZEM w wielu wypadkach jest tak że nie potrafią siebie poprowadzić i kończą grając w spelunach za 100zł i to tylko i wyłącznie ich wina ale często jest tak, że dobrego rozwiązania po prostu nie ma, muzyków jest coraz więcej coraz więcej jest także amatorów muzyków (którzy obniżają stawki grając często za darmo ale to już inny temat) fakty te niestety nie służą ludziom którzy chcą jakoś żyć z muzyki. Podam prosty przykład są sobie dwie grupy muzyczne jedna składająca się z samych garażowych grajków – amatorów a druga z samych profesjonalistów, muzyków sesyjnych itp. itd. pierwsza grupa zagra za darmo a druga grupa jako że traktują to co robią na poważnie będzie chciała godziwego wynagrodzenia. Jak myślisz co przeciętny zjadacz schabowego wybierze? Oczywiście że zatrudni garażowy band za darmo ponieważ dla przeciętnego zjadacza schabowego liczy się zaoszczędzenie kasy a nie sztuka. Druga sprawa jest taka że poziom słuchaczy jest coraz gorszy i ludzie po prostu zaczynają już nie wyczuwać różnicy pomiędzy profesjonalnym graniem a garażowym. Jeżeli uważasz, że to sprawiedliwe nie mam co kontynuować dyskusji z Tobą. Nie wiem z której strony patrzysz na sprawę ale chyba od dupy strony moim zdaniem za prace powinno się dostawać pieniądze – najprostszy rachunek jaki może być. Różnica pomiędzy lekarzem a muzykiem polega na tym, że lekarz dostaje pewną kasę a muzycy często mają z tym problem, nie każdy znajdzie stały angaż, często trzeba grać strzały s kim popadnie i gdzie popadnie do tego dochodzą umowy na gębę jest tyle problemów dla muzyka że nawet nie zdajesz sobie z nich sprawy. Lekarz idzie protestować bo rząd ma przynajmniej jakikolwiek wpływ na to ile dostaje a na to ile dostaje muzyk rząd ma raczej mały wpływ. Jeszcze jedna sprawa której nie rozumiesz odnośnie „słabych” lekarzy. Nie ważne czy lekarz jest słaby czy nie pracę raczej znajdzie, na emeryture mu idzie, stały dopływ pieniędzy ma a tak się składa, że muzycy często mają z tym problem i niekiedy nie mają jak tego zmienić (ale akurat o tym pojęcia mieć nie możesz bo skąd masz niby o tym wiedzieć). Standardowa postawa „mundrego” Polaczka znającego się na wszystkim najlepiej. Nic mi tłumaczyć nie musisz bo znam te wszystkie rzeczy od podszewki co najmniej 5x lepiej niż Ty. Sam wyskakuję i nadal się trzymam tych porównań i nie zmieniłem ich dlatego że nie „wypaliło” tylko dlatego że masz problemy ze zrozumieniem tego co piszę tak więc spróbowałem łatwiej – porównać do urzędasa. „Zupełnie inne branże, stanowiska i inna potrzeba kształcenia” zgadzam się w 100% tylko problem leży tu że urzędas nie musi za młodu tyle się napracować co muzyk. Minusem jest to że potem całe życie gnije za biurkiem czego osobiście bym nie chciał robić… Dyskusja z Tobą jest jałowa i pozbawiona sensu nie zdajesz sobie sprawy nawet z 5% tego co się dzieje na rynku muzycznym więc… Z kim ja dyskutuję? ;P (…) „Muzykowanie” jak to śmiesznie nazwałeś jest moją pasją nie robiłbym tego gdyby nie było – również gwarantuję. ;) Największy problem masz z akceptacją tego że MUZYK TO ZAWÓD. Jak ktoś głupi to aż miło nie każdy musi to rozumieć. Owszem artysta to nie obowiązek nie każdy musi nim zostać, nie każdy ma wystarczająco silną psychikę itd. itd. ale dlaczego ktoś kto decyduje się dawać ludziom radość, dawać ludziom muzykę nie może dostać przy okazji za to godziwych pieniędzy? Dlaczego ktoś kto kształci się tyle lat w jakimś kierunku by być w czymś dobry ma robić coś innego? Dlaczego ludzie którzy nie mają pojęcia o muzyce decydują o muzyce w Polsce? Dlaczego producentami muzycznymi często są ludzie bez wykształcenia muzycznego? Uważasz pewnie, że świetną muzykę są wstanie puścić na rynek… Nic bardziej śmiesznego. Zawodu gwarantuję nie zmienię nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i bez jej tworzenia z resztą na tym etapie życia gdybym zmienił muzykę na coś innego mógłbym się na tym mocno przejechać. Nie rozumiesz prostej najprostszej rzeczy to że muzyka jest moją pasją nie zmienia tego że jest też moim zawodem a chyba nie każdy chce mieć zawód za który nie dostaje się „pieniądza” i nie „beczę” tylko wkurza mnie fakt, ze tylu moich znajomych musi robić coś zupełnie innego podczas gdy AMATORZY się wzbogacają jeżeli uważasz, że to w porządku to nie mamy o czym dyskutować a Tobie natomiast życzę przyjemnego słuchania tego co amatorzy mają do zaoferowania. ;) Strasznie mnie śmieszy, że ktoś taki jak Ty nie mający pojęcia o temacie ma tyle do powiedzenia… Na prawdę uważasz, ze nie wiem jak zarobić na muzyce będąc muzykiem? ;) Napisałeś, że wielu muzyków nie ma żalu o to że nie zarabiają z muzyki. Bardzo chciałbym poznać takie osoby… ;D W ogóle chciałbym poznać osobę która nie zarabia na swoim fachu i nie ma żalu o to. Tak się też składa, że nie wybrałem „zarabiania” odkąd kształcę się muzycznie (przeszło 14 lat jak już wspomniałem) przyświeca mi przede wszystkim cel robienia tego co kocham w dodatku panie wszystkowiedzący bardzo dużo pieniędzy w to zainwestowałem a żeby było jeszcze śmieszniej już dawno mi się te pieniądze zwróciły. ;) Poza tym z managera nie korzystam, nie potrzebuję. ;) Podsumowując: Twoje zdanie to nic innego jak bełkot. Jeżeli chcesz dalej słuchać takiej muzyki jaka w dzisiejszych czasach wychodzi mów sobie tak dalej i uważaj jak chcesz. Muzyk to zawód i jeżeli każdy by mógł poświęcić się temu zawodowi w 100% a nie musiał dorabiać po macach to moglibyśmy może słuchać lepszej muzyki i tu nie chodzi już o to czy ktoś to robi z pasji czy nie jeżeli by miał na to więcej czasu i możliwości robiłby to LEPIEJ. Nie udało mi się w żaden sposób tego wytłumaczyć to może jak 5-latkowi wytłumaczę: W dzbanku masz litr wody oraz na stole 2 puste litrowe kubki. Nalejesz po litrze wody do obu? Muzycy często muszą lać nawet i do trzech ale co Ty o tym możesz wiedzieć…

          • rado

            Amen! Grzesiek, świetnie to opisałeś. Jestem muzykiem po szkole i studiach muzycznych, który z racjonalnych powodów pracuje jako agent ubezpieczeniowy. Szczerze tego nie cierpię.

          • Michał Gacek

            Gościu Sztuka ma to do siebie, że może tworzyć ją każdy (nikt nie może ludziom zabronić realizować siebie), a wyznacznikiem zajebistości co również przekłada się poniekąd na portfel jest ilość pochlebców/słuchaczy których przyciąłeś. Widzę, że boli cię bardzo, że jakiś ledwo grający amator miał znacznie lepszy pomysł na siebie niż TY i reszta tzw. profesjonalistów z papierkiem. Czasy urzędowej weryfikacji się skończyły w 89 wraz z PRL’em, obudź się :D

          • Leszek
          • rodzyniak

            Masz rację w większości rzeczy, ale nie we wszystkich. Skoro masz tylu znajomych w światku muzycznym i każdy chce z Tobą grać itd. i jednocześnie uważasz, że ktoś bez wykształcenia muzycznego nie zrobi dobrej muzyki, to opcje są dwie. Albo ściemniasz i jesteś zakompleksionym grajkiem po jakiejś muzycznej akademii, który nic nie osiągnął i ma o to pretensje do muzyków bez wykształcenia, którzy są lepsi (a jest takich wielu), albo jakimś cudem udało Ci się uniknąć spotkania muzyków niewykształconych, którzy przerastają często kilkukrotnie tych z wyższym muzycznym wykształceniem, co możliwe jest chyba tylko w świecie muzyki klasycznej (zgaduję, bo nie znam tego światka) lub wśród dzieci rodziców-muzyków, którzy poprzez te swoje dzieci spełniają swoje życiowe ambicje. Pewnie zaraz naskoczysz na mnie twierdząc, że sukces a umiejętności to dwie różne rzeczy – owszem, ale uprzedzam – nie o to mi chodzi. Też trochę się obracałem w muzycznym światku i jest wielu muzyków bez wykształcenia, którzy od tych z dyplomami są po prostu lepsi. Ci z dyplomami dzielą się na tych obrażonych, którzy z „amatorami” nie graja – i trudno się dziwić, że poza muzyką klasyczną nie mają czego szukać w muzyce i na tych, którzy mają dość pokory. Z pewnością nie jest to wymierne porównanie, kiedy opisuję coś tam w internecie anonimowo, ale mój ulubiony przykład to pewien mój kolega, który skończył liceum muzyczne, zrobił magisterkę na poznańskiej i licencjat na wrocławskiej muzycznej (instrumenty perkusyjne) i poza tym, że jest niewiarygodnie dobrym „warsztatem”, jest człowiekiem, z którego na prawdę nawet największy geniusz nic nie wyciśnie. Zarówno wśród dyplomowanych jak i niedyplomowanych muzyków jest spalony. Nikt nie chce z nim grać. Każdy początkowo jest pod wrażeniem umiejętności, ale szybko rezygnuje. Gość ma teraz trzydzieści parę lat i od skończenia studiów wciąż próbuje osiągnąć cokolwiek i mimo mega wsparcia, również finansowego, rodziców – nic. Nie ma nawet żadnej innej pracy. Po prostu próbuje i próbuje i pewnie nigdy nic mu się nie uda. Oprócz tego są też muzycy, którzy mają mniejszy warsztat, ale więcej kreatywności, dzięki czemu są w stanie stworzyć coś lepszego, a oprócz nich… jest chociażby przykład pewnego basisty, który swego czasu dużo grywał na poznańskich jamach i w różnych lokalnych kapelach, który nawet technicznie był lepszy. Uznasz, że głupio porównywać perkusistę z basistą, ale ten koleś na wielu instrumentach zawstydziłby ludzi… no.. może nie magistrów, ale takich po drugim stopniu. Na basie z kolei… hmm… rzekłbym, że zawstydziłby Marcusa Millera. Każda nawet gówniana nuta pod wpływem kilku dźwięków dodanych przez niego na czymkolwiek zamienia się w pieprzone złoto. Wiadomo, że wykształcenie daje wiele, ale w każdej dziedzinie możliwe jest wyuczenie się bez wykształcenia lepiej. Oczywiście nikogo nie stać na uczenie się chirurgii we własnym zakresie, ale teoretycznie i to „się da”. Przykłady matematyków, informatyków, nie wspominając o wszelkich naukach humanistycznych i chyba przede wszystkim muzyków, którzy bez dyplomu umieją więcej niż magistrzy jest na prawdę sporo.

          • prema

            Rafał Pióro Biegun, chłopaku! nawet Vincent van Gogh próbował sprzedawać swoje bohomazy i martwił się że nie ma co jeść. mimo to malował, fakt, i może nawet nie marudził, ale twoje rynkowe farmazony, kapitalistyczny bełkot, ma się nijak do prawdy o życiu twórcy. sytuacja młodych artystów zmieniła się i jest to fakt. branżę rozrywkową stać było do połowy lat 90 na wydawanie sztuki, teraz została tylko rozrywka (i nie mylmy tych pojęć). warto się pochylić i pożałować tych czasów w których powstało tyle wspaniałych płyt i spojrzeć wprzód z prognozą że będzie słabo (wielu poważnych to mówi). …..a pan panie konsumencie wymiernych wartości nawet tego nie zauważy.

        • Michał

          chłopie a co ty takiego interesującego w życiu porabiasz? napisz kilka słów bom ciekaw.

    • Maciej

      Głosisz opinię nadzwyczaj szkodliwą, tak dla muzyków, jak i dla Muzyki. Jesteś kompletnym ignorantem. Nie znasz się na tym.

    • Sylwester

      Ile masz latek Rafałku…. a co jest na tym swiecie za darmo… a moze jestes nieboszczykiem w garniturku- , który, jako bank-owiec żyje z lichwy…na stos…. kurw-zeby tworzyć wartosciowe rzeczy trzeba powiecic 20 lat życia- a nie 3 misiące na opanowanie elektorniczego liczydła….

    • Aya

      Sztuka dla sztuki? Jak miałam lat 15 byłam święcie przekonana, że to jedyna słuszna droga :) Lajf is brutal… proponuje założyć rodzinę, wziąć kredyt na mieszkanie i pociskać dalej takie głodne kawałki – powodzenia ;)

    • slabe

      Na jakiej planecie ty zyjesz. Tworzy sie dla ludzi ale tez po to zeby z tego zyc. Jak jakis pilkarz zarabia 500 tysiecy tygodniowo to tez krzyczysz ze nie powinieb zarabiac? ze powinien to robic dla funu jak pod blokiem 15lat wczesniej? muzyk jest artysta, nie niewolnikiem.

  • jaa

    Bez tworzenia rzeczy przeciętnych, nie powstaną rzeczy wybitne. Nie jest możliwe, aby urodzili się sami Einsteinowie – do postępu potrzebne są setki ćwierć-Einsteinów i tysiące przeciętnych fizyków. Ze sztukami jest podobnie. Pęd do tego, aby pokazywać same „naj naj naj” jest chory. W każdej dziedzinie życia.

  • racjonalista

    Ja np. robie elewacje budynkow z pasji. Nie musze nic jesc, ani miec gdzie mieszkac. Tak samo moja rodzina. To moja pasja utrzymuje mnie przy zyciu :v

    • Rafał Pióro Biegun

      Stary skoro nie masz zlecenia i robisz mi te elewacje to już Twój problem ;-) Nie uważasz?? To tak jakbym ja dziś kurde zaczął grać na harfie i marudzić, że to się nie sprzedaje… Bo sobie gram i tylko gram, nie robiąc nic ponad to. Trzeba się umieć sprzedać, a nie liczyć na to, że ktoś Ci zapłaci, bo mu zagrasz pod oknem czy on tego chce czy nie, czy to w jego guście czy też nie. Nie dziwię się, że te zaiksy i inne z dupy związki zarabiają na Was taką wielką kasę, mając do czynienia z tak naiwnym i infantylnym podejściem do biznesu/zawodu ludźmi.

      • Grzesiek

        Jak byś Ty zaczął grać na harfie to byś był niczym innym jak amatorem i za to nie powinieneś dostawać ani złotówki tu się zgadzam. ;) Umieć sprzedać… Nie zdajesz sobie sprawy jak dużo muzyków „się sprzedaje” i nic z tego nie mają. Nie zdajesz sobie sprawy jak dużo powstaje świetnych kompozycji które lądują w szufladzie przy biurku bo nie ma co z tym zrobić… Na prawdę myślisz, że muzycy sobie siedzą w domu i oczekują, że to wszystko samo na nich spadnie? Jeżeli tak uważasz to pie*dolnij się w łeb porządnie. Popatrz na liczby w tym artykule i sam sobie odpowiedz albo znajdź mi muzyka który sprzeda się tak że odłuchają go 4mln ludzi co miesiąc. Nie znajdziesz nawet takiego co 100tys ludzi zgromadzi bo jałowe społeczeństwo woli słuchać dody.

        • Michał Gacek

          Idąc twoim tokiem myślenia, Chopin był amatorem :D Hendrix był amatorem i jakieś 90% ludzi których płyty masz na półce :D, zażądał bym zwrotu kasy bo im się nie należy. EGO to ty masz najwyższych lotów.

          • Grzesiek

            Chopin był amatorem? Doprawdy? Chyba ktoś się porwał z siekierą na słońce… ;P Bardzo ciekawych informacji można się dowiedzieć. Nawet nie zaczynam dyskusji… Nie warto. Nie z Panem…

          • Rodzyniak

            Chopin nie był może i amatorem, ale wiele sukcesów osiągnął jeszcze będąc nim. Wielu dzisiejszych magistrów, pewnie z Tobą włącznie nie posiada umiejętności na poziomie tych, które Chopin posiadał już zaczynając Szkołę Główną Muzyczną, a to już obala Twoją teorię, jakoby wykształcenie muzyczne było warunkiem koniecznym do bycia dobrym muzykiem.

  • Piotrek Michałowski

    Myślę że problemem tez jest to, że piractwo oduczyło ludzi płacenia za muzykę.

  • Obserwując zmniejszenie się różnorodności i jakości przekazu starych mediów powinniśmy rozumieć, że obserwujemy wyłącznie zmniejszenie się różnorodności i jakości przekazu starych mediów. Różnorodność, jakość i kreatywność nie znika, a ucieka w znacznie wygodniejsze dla niej obszary – do sieci, gdzie nie obowiązują restrykcyjne zasady.

    http://conasuwiera.pl/odpowiedz-z-wielkiej-chmury-maly-cash-o-szukaniu-oblokow-tam-gdzie-ich-nie-ma/

  • Kamil Dzióbek

    Niech muzyka ginie! Powstało już tyle dobrej muzyki że nie jestem jej w stanie przesłuchać w czasie swojego życia!

  • George

    Lady Pank

  • BD

    Hej
    Nazywam się Bartosz Dziedzic jestem producentem nagraniowym (ten co robi w studio, nie wydawca) rzadko się wypowiadam publicznie ale teraz, tu chciałbym zająć swoje stanowisko. Muzyką zajmuję się od 15roku życia i pamiętam że ani ja ani nikt z moich kolegów nie myśleliśmy o kasie, i nie dla tego że byliśmy tacy „awangardowi” ale dla tego że nie było na to absolutnie żadnej opcji ! ponieważ byliśmy cieniasami i tyle. Potem z czasem (około 5lat) okazało się że jesteśmy w tym coraz lepsi ale wciąż przeciętni, pojawiła się nawet kasa, ale naprawdę bardzo symboliczna nikt by z tego nie przeżył.
    To wszystko co do tej pory napisałem było możliwe tylko dla tego że utrzymywali nas rodzice. Zgadzam się z tymi którzy uważają że jeśli w młodym wieku (kiedy utrzymują nas rodzice) myślisz o kasie, to jest z tobą coś nie tak :)
    Kiedy skończyłem 25lat i założyłem rodzinę to musiałem pieniądze generować samemu. W tym czasie na szczęście okazało się że potrafię zrobić już coś więcej niż 10lat temu i mogłem się z tego ledwo ledwo utrzymać.
    Opisałem moją krótką historie po to żeby pokazać że jest potrzebny czas żebyśmy się stali coś warci w tej branży. Niektórzy piszą „że trzeba mieć talent” a ja chciałem zauważyć że dzisiaj talent to za mało, z talentem to możesz raz zasolić ale już drugi raz ci się nie uda, bo dzisiaj muzyka jest w innym miejscu niż 20 lat temu, dzisiaj mamy co 5lat kompletną zmianę mody i stylu grania, nie możesz być utalentowany w każdym stylu. Gwiazdy sobie z tym radzą tak że każdą ich płytę robi co chwile inny utalentowany producent o czym większość nie wie. Depeche Mode, U2, Coldplay, maja coraz innego producenta itd…..
    Czyli jeśli jesteś wokalistą to sobie poradzisz bo będziesz wciąż szukał utalentowanych producentów i heja !! ale jeśli jesteś muzykiem lub producentem to już masz problem, z jednego strzału przeżyjesz góra 5lat.
    Przy obecnych pieniądzach młodzi ludzie nie są wstanie być w tym naprawdę dobrzy, czyli robić to co najmniej 10lat. Z moich doświadczeń i obserwacji wynika że młodym brakuję tego czasu który jest niezbędny żeby naprawdę zrozumieć o co chodzi i jak to działa. W połowie drogi wymiękają, nie dają rady finansowo. Porównania z zagranicą są bez sensu o tyle że w Ameryce możesz się zahaczyć do mało absorbującej pracy (typu 4godziny dziennie) a resztę czasu grać. W Polsce jest to niemożliwe, albo nie ma pracy albo zasuwasz po 12godzin. Finał dzisiaj tego jest taki że młodzi którzy zajmują się muzyką są postrzegani przez społeczeństwo jako dziwolągi, no bo koleś żyje jak lump, pokątem u znajomych, wiecznie bez kasy itd….. Potem mamy taką sfrustrowaną muzykę !!!
    Chciałem jeszcze przypomnieć że wielkie zagraniczne gwiazdy które podziwiamy, jak się zagłębisz w ich życiorysy, zanim osiągneły szczyt wiele lat nad tym pracowały a w tym czasie z czegoś musiały żyć. Kiedyś młodym (np. mi) wydawało się że jak się uda to będziemy królami złotymi dzisiaj już wszyscy wiedzą że nie. Kiedyś zaraz przy talencie pojawiał się sponsor (np. wytwórnia, menadżer)który przez pewien czas mógł utrzymywać taki talent żeby za chwile wyjąć swoje pieniądze z nawiązką ale dzisiaj wszyscy wiedzą że tu nie ma kasy.
    Tak moim zdaniem dzisiaj to działa ale liczę że coś się zmieni ;) musimy dotknąć dna :)

    • Piotr

      Zastanawiam się, jak tak na prawdę wyglądał polski tzw. ‚przemysł’ muzyki rozrywkowej lat 1960- 1990. Ile NA PRAWDĘ osób zarabiało tam PRAWDZIWE pieniądze/ przywileje. Potem były te niby ‚złote lata ’90.- złote dla ILU ?, a potem- te ‚chude lata ‚2000’. Jak słyszę najpierw od Ciebie, a potem od osoby związanej z wysokimi szychami TVP, jakie pieniądze są płacone za uparte promowanie na antenie często na prawdę miernych ‚produkcji’, to myślę sobie, że taki Spotify czy Pandora to może i dużo uczciwszy sprawdzian popularności i teoretyczny ‚równiejszy start’ dla wszystkich. Podobnie iTunes (już teoretycznie jutro mogę tam wydać i promować swoją płytę, praktycznie bez płacenia za to, a kiedy i za ile i za ile włażenia komuś w dupsko mogę ją promować na antenie TVP1/TVN / Radia Zet?…:) Zresztą ten artykuł nie potępia w czambuł takich serwisów. Oczywiście, że są one prowadzone przez ‚sprytnych (i na pewno nieźle zwariowanych) facetów w garniturach’, bo tylko tacy będą chcieli i mogli ryzykować, inwestować w oprogramowanie, infrastrukturę oraz promocję – i oczywiście nikt nie oczekuje, że będą to nagle robić za ‚dziękuję’. Poza tym słusznie zwrócono uwagę na fakt ograniczenia piractwa (za ileś tam tysięcy odsłuchań jest jakiś np. dolar, a- ile dolarów artysta dostaje za kilka tysięcy ‚pożyczonych’ bezpłatnie z sieci swoich utworów?:) …

      Artykuł powtarza trochę jak mantrę na początku te historie o domach, samochodach, samolotach, najlepszych dupach i pewnie kokainie, którą każdy członek znanego zespołu mógł wypisać na biurku swoje imię i nazwisko. Ale znów- ILU tak na prawdę producentów, kompozytorów i wykonawców miało zapewniony taki styl życia? Nie wierzę, że w skali milionów twórców w USA stanowili oni jakiś szczególny procent. Nie mówimy o Queen, Rolling Stones, U2, Bette Middler (czy miała jakiś dyplom zapewniający, że NA PEWNO spłodzi prawdziwe hity?:), Roger Davies, Burt Bacharach, Streisand, itp. To są S z c z y t y S z c z y t ó w. Potem jest jeszcze cała rzesza zarabiających na chałturach muzyków. Zwykłe loty normalnymi liniami, normalne domy i mieszkania.

      Trochę z tego artykułu przebija takie podejście, jakie mają pracujący w naszej Operze niektórzy: SKORO tyle lat swego życia uczyłem się muzyki i pokończyłem co tylko się dało z tak dobrymi stopniami, to na miłość Pana, MUSZĘ zarabiać ‚w sztuce’!:) Nie ważne, czy mam coś do powiedzenia, czy nie. Muszę utrzymać siebie, Bóg wie kogo jeszcze i koniec.

      Widzę, co dzieje się w ‚biznesie’ klasycznym. Kończą się bezpowrotnie etaty, pewność, stabilność, itp. Muzyka to nie jest coś, co można umieścić w biurowcu przy Domaniewskiej/ Magazynowej i powiedzieć- ‚ludzie, jest robota, macie kwalifikacje, pracujcie i utrzymacie z tego swoje rodziny, tu macie pensje i listę zadań, dostaniecie kredyty, spłacicie je itp.”. Ja nigdy bym nie wpadł na pomysł, że MUSZĘ z tego się utrzymać. Nie muszę, nie jest to takie oczywiste. Tylko relatywnie wąska grupa ludzi moim zdaniem ma to szczęście i ogromny przywilej…..

      • Piotr

        To jest to, co napisałem mojemu przyjacielowi po tym, jak podesłał mi link do tego artykułu. Prostuję, że nie słyszałem nic od BD na temat płacenia w radiu czy telewizji za ‚puszczanie’ utworu w kółko. Ale to jest faktem- wiem to z różnych źródeł. Pozdrawiam!

      • Julia

        100%! Nigdy nie zapomnę jak w barze na plaży gdzieś na Kraibach śpiewała dziewczyna… śpiewała tysiąc razy lepiej niż wszystkie wielkie divy muzyki razem wzięte. Piękny głos, mega vibe… I co? Nie, to nie była Rihana… Pewnie ciągle gdzieś tam śpiewa w barze. Nie każdemu dane jest osiągnąć szczyt. Ale marzenie o tym szczycie nakręca młodych ludzi, żeby mniej spać, mniej jeść, żyć właśnie jak lump i grać. Kto wytrwa + ma szczęście – ten wygrywa :-)

  • j

    Dyskusja poszła jednokierunkowo widzę – a szkoda bo ten tekst ma trochę szerszy kontekst i dotyczy samej muzyki, zmiany, za którą nikt nie nadąża i niesprawiedliwości, która została zautomatyzowana, a przez to kompletnie nie zależy od jednostek – nawet tych wybitnych. Zacytuję kolegę, który zacytował Bowiego w moim profilu dzisiaj po przeczytaniu tego tekstu: „muzyka będzie jak woda w kranie” — David Bowie przewidział to już 10 lat temu… http://nyti.ms/15hdlaF no i stało się, tak właśnie jest

  • Guest

    Bardzo

  • Dawid

    Zastanawiam się, z jak wieloma źródłami informacji dotyczącymi statystyk i specyfiki rynku fonograficznego zapoznany jest autor tego artykułu. Bo w pewnych miejscach treść jego jest strasznie jednostronna, a autor opisując zjawisko z jednej perspektywy całkowicie ignoruje jego drugie oblicze. Niestety całość moim zdaniem ma strasznie demagogiczne nacechowanie.

    Przechodząc do konkretów – po pierwsze, zanim zacznie się krytykować bezwzględność rynku należy pamiętać o tym, że sprzedaż nagrań w żadnym wypadku nie jest jedyną metodą zarobku stosowaną przez artystów. Ba, jest najmniej istotną. W 2011 roku w badaniu przeprowadzonym na ponad 5000 artystów w USA (http://torrentfreak.com/music-sales-are-just-6-of-average-musicians-income-130114/) wskazano, że zaledwie 6% ich przychodów pochodzi z nagrań sprzedawanych w formie fizycznej lub cyfrowej. Oczywiście najważniejszym źródłem jest działalność koncertowa, która nie dość że jest najmniej sformalizowana spośród wszystkich głównych obszarów działalności muzyka, to jest też najmniej obwarowana kosztami w postaci marż różnych kontrahentów, a jednocześnie daje muzykowi największe szanse na kontakt i rozwój bliskich relacji z fanami. Poprzez to chciałbym powiedzieć, że krytykując realia rynku fonograficznego (czyli sprzedaży nagrań) na ogół niestety ignoruje się dyskusję nad tym obszarem, który jest najbliższy i najważniejszy dla muzyków z prostych względów – daje im najwięcej pieniędzy. Oczywiście, jeśli muzyk ogranicza się do nagrywania muzyki i nie angażuje się w działalność sceniczną, to traci dostęp do tego źródła – ale robi to świadomie i na własną odpowiedzialność.

    Kolejnym problemem powyższego artykułu jest skupienie się na aspekcie zarobkowym działalności takich serwisów jak Spotify. Mniejsza już z tym, że rozwój technologii pozwolił na powstanie wielu innych rodzajów serwisów, które oferują usługi dystrybucyjne dla muzyków (np. finansowanie społecznościowe w wykonaniu polskiego Megatotal lub usługi agregatorów jak TuneCore, który pozwala niezależnym muzykom dystrybuować muzykę w poważnych sklepach internetowych bez posiadania jakiegokolwiek kontraktu płytowego). Zapomnijmy na chwilę o wielu możliwościach, które rozwinęły się w ciągu ostatnich 14 lat i skupmy tylko i wyłącznie na działalności takich serwisów jak Spotify. Rzeczywiście przychód od pojedynczego odsłuchania jednego utworu jest śmiesznie mały – jednak jest on nadal znacznie większy od pojedynczego odsłuchania jednego utworu w radiu bądź telewizji. Przykład – wokalista z mojego zespołu rozkręca też działalność solową i na podstawie umowy podpisanej z agencją marketingową jego utwór zostanie puszczony w radiu, za co otrzyma on 15 zł od pojedynczej emisji. Ciężko jest mi dokładnie określić dokładnie, jaki jest zasięg tej rozgłośni, ale załóżmy, że jest to pół miliona słuchaczy. Daje to nam 0,00003 zł od osoby, która odsłuchała utwór. Po więcej lektury zapraszam tutaj: http://www.forbes.com/sites/timworstall/2013/07/17/spotify-royalties-appear-to-be-awfully-high-despite-what-thom-yorke-says/ Nota bene jest tam link do informacji o tym, jak wspomniany Thom Yorke z Radioheada ledwie dwa dni po publicznym skrytykowaniu Spotify’a uruchomił swój własny serwis o podobnym profilu – odnośnie jego motywów można jedynie snuć domysły.

    W każdym razie dlatego tak jak jest wielu artystów narzekających na zyskowność usług takich jak Spotify, tak też równie wielu jest tych, którzy wykorzystują te usługi ze względu na ich potencjał promocyjny. Łatwość dotarcia do słuchaczy w ten sposób i tak jest zdecydowanie większa niż w przypadku zamieszczania własnej próbki muzyki bądź nawet całej płyty na własnej stronie internetowej, co jest nadal dość częstym rozwiązaniem mającym w końcu przyciągnąć słuchaczy. Dlaczego więc nie wykorzystywać w podobny sposób serwisów pokroju Spotify, które oferują bardzo szeroki dostęp do potencjalnych fanów, a korzystanie z nich wiąże się z kosztem pokroju zaledwie kilkudziesięciu dolarów rocznie?

    Zastanawia mnie też, dlaczego autor określa okres przed rokiem 2000 (w zasadzie 1999, bo to wtedy powstał Napster, od którego wszystko się zaczęło) złotym czasem dla muzyków. Przecież wtedy jedyną ich realną szansą na sprzedaż własnych nagrań była umowa podpisana z wytwórnią muzyczną, w myśl której mogli otrzymywać od ok. 5% (początkujący) do ok. 15% (gwiazdy) od każdego sprzedanego egzemplarza płyty. Z tym że te 5-15% procent spadało po odliczeniu różnych kosztów (np. odliczenia ze względu na transport czy zwrot nagrań przez sklep) do realnego 1,5-3%. I nie było innych alternatyw – nie było internetowych serwisów, które umożliwiały niezależnym artystom omijanie układów z wytwórniami, nie było YouTube’a zbierającego setki tysięcy odsłuchań z całego świata przy teledysku muzyka i nie było sklepów muzycznych w internecie, dzięki którym utwór zasłyszany na wspomnianym YouTubie nabywa człowiek z drugiego końca świata, o którym nigdy by nawet nie pomyślał rzeczony artysta. Co prawda autor artykułu powołuje się na legendarne postacie muzyki, które wyłaniały się w dawnych czasach, jednak pozostańmy w obszarze możliwości muzyków, gdyż tego artykuł dotyczy. Faktem jest, że we wspomnianym okresie były one znacznie biedniejsze. Co więcej, z jakichś przyczyn autor powołuje się na panikę rynku muzycznego w pierwszych latach ubiegłej dekady po spopularyzowaniu iTunesa – była to panika wytwórni, nie słuchaczy i nie muzyków. To wytwórnie zawsze walczyły z nowymi rozwiązaniami dystrybucji muzyki, blokując prawnie udostępnianie muzyki w internecie (w dużej mierze bezskutecznie), doprowadzając do upadku firmy z obszaru nowoczesnej dystrybucji muzyki (np. Napster) i kurczowo trzymając się tradycyjnych metod dystrybucji w okresie, gdy popyt na płyty FIZYCZNE zaczął spadać w globalnej skali. Tymczasem stale wzrasta popyt słuchaczy na muzykę w formie plików i streamingu, co jest wykorzystywane przez różne firmy i rozważnych muzyków.

    Ostatecznie chciałbym wyrazić pogląd następujący (oczywiście jest to moje zdanie) – pieniądze w rynku muzycznym dla muzyków są i czekają na nich. Jednak sami muzycy muszą zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele zmian się dokonało i jak bardzo odmienił się jeden model działalności, który był kultywowany aż do końca zeszłego milenium. Teraz już nie ma jednego modelu, teraz jest koszyk różnorodnych możliwości, które muzycy muszą dobierać i stosować w zależności od tego, jakie cele im przyświecają i jak chcą je zrealizować. Nie bronię tutaj wytwórni, Spotify’a i tym podobnych i nie mówię, że przecież dają tak wiele – wręcz przeciwnie, zgadzam się, że pojedynczy odsłuch na Spotify’u to żart, a nie pieniądze. Ale myślę, że problemem artystów jest ich ok. 50-letnie przyzwyczajenie do braku możliwości, alternatywy. Mniej więcej tyle czasu (od pierwszych gwiazd rocka aż do teraz) w końcu funkcjonuje model wytwórni podpisującej kontrakt, w myśl którego muzycy otrzymują diabelnie skromne tantiemy. W momencie, w którym pojawia się na rynku rozwiązanie jak np. Spotify myślenie, że ten jeden rodzaj działalności rozwiąże wszystkie problemy i zapewni godziwe zyski jest błędem – podobnie jak nie zapewniał tego kontrakt płytowy, jeśli muzyk nie angażował się równocześnie w intensywną działalność koncertową i nie dążył do wykorzystywania swojej muzyki w jak największej ilości mediów, by mieć zysk z tytułu praw autorskich. Muzycy muszą porzucić myślenie na zasadzie „jednego rozwiązania” i zacząć czerpać szerokimi garściami z różnych możliwości, które przed nimi stoją, łącząc różne metody tworzenia, promocji i dystrybucji swojej muzyki. Oczywiście łatwe to nie jest, ale z mojego punktu widzenia krytykowanie Spotify za to, że trzeba mieć dużo odsłuchów by w ogóle uzbierać jakiekolwiek pieniądze, zalatuje za bardzo ignorancją – albo krótkowzrocznością. Już przez ok. 50 lat tak było, że muzyk musiał wypromować się do granic możliwości, by móc żyć z samej sprzedaży nagrań (za wyjątkiem supergwiazd pokroju Elvisa sprzed końca wieku, które nie musiały nic robić z biznesowego punktu widzenia, bo wytwórnie robiły za nie wszystko i jeszcze im się to strasznie opłacało). Być może jest w tym coś dobrego – gdyby tak nie było, moglibyśmy się cieszyć zdecydowanie mniejszą ilością koncertów, gdyż muzycy byliby zadowoleni z zysków sprzedażowych i nie pracowaliby nad swoją pasją 24 godziny przez siedem dni w tygodniu.

    I na koniec mały „disclaimer” – od trzech lat działam w zespole niemainstreamowym mimo uprawiania „normalnej” pracy zarobkowej, poczułem już na karku, jak to jest jechać przez pół kraju na koncert dla dwudziestu osób za żadne pieniądze i wiem, jak wiele wysiłku musiałbym razem z zespołem podjąć, by amatorzy tacy jak moja kapela mogli się wybić.

  • Tomasz

    Zasada jest prosta – nie podpisywać umów z pazernymi serwisami i nie ładować tam swojej muzyki. Ale powiedz to amatorowi, który właśnie nagrał „DZIEŁO ŻYCIA” i próbuje podbić świat jedną piosenką zaczynając od oddania jej za darmo na Wrzucie… Chcesz zarabiać na muzyce – idź tam, gdzie za to płacą. A gdzie płacą za granie? Tu już kłania się podejście biznesowe i temat rozpoznania rynku. Muzyk – profesja jak każda inna :)

  • Romuald Trojanowski

    Przede wszystkim trzeba zrozumieć że muzyka to jest zawód jak każda inna profesja artystyczna – malarstwo, rzeźba czy aktorstwo. To nie jest mechanicznie powtarzana czynność jak pieczenie chleba czy produkcja samochodów, tu trzeba czegoś więcej – powołanie, talent, samozaparcie itd. itp. Jak każda branża artystyczna to nie jest zawód dla ludzi „słabych”, którzy nie wiedzą czego chcą i jak to osiągnąć, trzeba bowiem wiele zainwestować swoich pieniędzy, czasu, zjeść „nerwów”, walczyć z samym sobą nie jeden raz – aby można było w ogóle o czymkolwiek myśleć. U nas w kraju panuje dziwne przekonanie że z muzyki należy koniecznie żyć, zarabiać od razu miliony, ludzie traktują profesję muzyczną jak stanie na taśmie w fabryce – to podstawowy błąd systemowy. Jak w każdej branży artystycznej udaje się niewielu przebrnąć na sam szczyt i zarabiać z muzyki – tak zawsze było, nawet w latach 60, 70 czy 80-tych – tylko sama „szpica” zarabiała na muzyce prawdziwe pieniądze, cała reszta odcinała kupony i odcinać będzie zawsze – trzeba mieć tego świadomość, ale nie należy się z tego powodu załamywać.
    @Rafał Pióro Biegun
    ” Pierd*lenie, jak ktoś zaczyna tworzyć muzykę z myślą o zarabianiu to mu współczuję, muzykę robi się dla muzyki, tworzy z pasją, realizuje tę pasję i nie myśli o zarabianiu. Owszem, jeśli coś nagle stanie się przebojowe i daje możliwość choćby zwrotu kosztu poniesionych na rozwijanie pasji to czemu tego nie wykorzystać? Ale to nagroda, forma bonusu, miła niespodzianka, a nie cel. ”
    To ważna rzecz co napisałeś – chociaż wielu się jak widać z tym nie zgadza, mam setki znajomych z zagranicy którzy tworzą muzykę od bardzo wielu lat i mają właśnie takie podejście – przede wszystkim pasja i samorealizacja swoich wizji, a jak się przy okazji uda zarobić to tylko jest na plus. W każdym razie dla nich to muzyka jest ważniejsza, jeżeli ktoś zaczyna od tego że chce zarobić miliony na graniu to jest przegrany już na starcie. Na przykład bez takiego podejścia nie mielibyśmy klasycznych albumów chociażby takich zespołów jak King Crimson, Black Sabath, Deep Purple itd itp., one nigdy by nie powstały, oni chcieli tylko zrobić dobra muzykę i dobrze się przy tym bawić tym co robią, nie mieli żadnej świadomości że to co robią kiedyś okaże się strzałem w dziesiątkę. W ich życiu też się nie przelewało, a w trakcie kariery kiedy byli już rozpoznawalni tu i tam, też często nie było lekko i łatwo.
    Inna sprawa to rynek muzyczny w postaci w jakiej mamy go od kilku lat, który ma niewiele wspólnego z tym czego ludzie naprawdę chcieliby słuchać i co się im naprawdę podoba. Już minęły czasy prawdziwych stacji radiowych, telewizyjnych, gazet muzycznych (chociaż tu jeszcze nie jest tak źle), list przebojów. Teraz kto ma być grany w stacjach, kto ma być na listach przebojów, kto ma mieć jakie statystyki na portalach internetowych jest ustalane za biurkami – tutaj zasady czystej gry przestały już obowiązywać – chodzi tylko o wyrobienie fałszywego poczucia popularności danego twórcy u odbiorców muzyki. Sam ten fakt potwierdzają chociażby serwisy internetowe które za odpowiednią odpłatność (ceny zazwyczaj od 99 dolarów w górę w zależności od usług) „załatwiają” statystki odtworzeń, wizyt, lajków czy „wiernych fanów” itd. itp. – przynajmniej raz na 2 dni dostaję oferty od takich serwisów (oni sami wyszukują odpowiednich kandydatów). Najlepsze w tym jest jednak to że to droga donikąd, bo ten rynek przez taką nieuczciwą monopolizację sam się dusi, i takie działania przynoszą coraz gorszy skutek finansowy, bo publika traci zainteresowanie muzyką przez zbyt mocny i jednostajny marketing, a i też przez coraz mniejszą różnorodność muzyczną – ale co się dziwić gdyż większość obecnie popularnych utworów brzmi identycznie bo powstaje w tych samych muzycznych „fabrykach” i są robione przez tych samych ludzi – a dokładnie przez te same sztaby ludzi, bo dzisiaj często jeden utwór jest tworzony przez kilkuset specjalistów pod dyktando speców od marketingu. Jeszcze 10 lat temu było nie do pomyślenia aby utwory z danego gatunku muzycznego wykonywane przez różne zespoły brzmiały tak jakby je zrobił jeden i ten sam człowiek – a obecnie to zupełna normalność.

  • Julia

    Chciałam nieśmiało zauważyć, że i Rolling Stonesi jak byli młodzi i całe stada wielkich muzyków oraz zespołów (artystów – nie produktów!) na samym początku przymierały głodem… Wybili się najlepsi.Po za tym oprócz płyt są jeszcze koncerty. Tak, wiem, koncert to ciężka praca ale cóż… jak się taki zawód wybrało… :-) A z koncertów, jak się się dobrym, można utrzymać rodzinę.

  • Adam

    A kto powiedział, że muzycy mają żyć tylko ze streamingu? Praca muzyka jest wielowymiarowa, obejmuje nagrywanie własnego materiału i czerpanie z tego korzyści, ale też aktywne pobudzanie swojego środowiska fanowskiego na co dzień – koncertami, gadżetami, rozmowami itd. Amanda Palmer – piękny przykład: http://www.ted.com/talks/amanda_palmer_the_art_of_asking.html
    Na naszym polskim podwórku udało się to Domowym Melodiom. Zespół, który zrozumiał, że nie ma czego szukać u wielkich wytwórni i wydawców. Zespół, który po wrzuceniu kilku amatorsko nakręconych klipów rusza w trasę po Polsce i ZAPEŁNIA 200-300os. sale przy cenie biletów rzędu 30zł. Co, źle? Wcale nie.
    Z drugiej strony mamy scenę elektroniczną, którą tak pogardza duża część Muzyków przez duże M. A to jest dokładnie taka sama sytuacja jak w latach 60′, kiedy to jazzmani nie mogli uwierzyć, że pajace, których kompozycje ograniczają się do triady harmonicznej, zapełniają stadiony. Dobrzy producenci, czy DJe też nie narzekają na siano, jadąc na mainstreamie, który ma to do siebie, że przynosi pieniądze. Decydujesz się na granie tylko poza nim? Licz się z konsekwencjami.

    A kwestia nośnika jest już w ogóle bzdurna. Britney Spears sprzedała więcej płyt niż Guns N’ Roses kaset. Guns N’ Roses sprzedało więcej kaset niż Ray Charles. Ray Charles sprzedał więcej winyli niż Chopin (który btw mógł się utrzymywać tylko dzięki koncertom i mecenatowi). Nośniki się zmieniały i zmieniać się będą, a Pink Floyd na swoje miliony sprzedanych płyt zarobiło grając 300 gigów rocznie.

  • Artur M

    Przestanmy myslec o prostytuowaniu muzyki !!!! czasy sa malo ambitne i chamskie, ludzi na planecie za duzo, w kazdej praktycznie branzy tlok i przepychanka, dodatkowo reguly ustalaja korporacje. dawne czasy nie wroca, nalezy sie z tym pogodzic, nasza kultura sie zeszmacila, a w zasadzie to ludzie daja sie szmacic systemowi, nie chca samodzielnie myslec i bardzo cenia sobie szeroko pojmowane bezpieczenstwo. jestem muzykiem od jakiegos czasu, robie to bo to lubie, zabija to wewnetrzna pustke we mnie, nie moge bez tego zyc, ponadto jestem handlowcem i wlasnie z tego zyje, nie za wiele spie, nie mam czasu na wyjazdy na urlop itp (bo we tym czasie siedze w domu i halasuje). Koledzy muzycy jesli kochacie muzyke, wiezycie w jej sile to po prostu robcie to „tak jak wam w duszy gra” i sikajcie na chory system, wyszydzajcie i demaskujcie tych ktorzy to robia bez serca. Organizujcie sie lokalnie w grupy, robcie koncerty w lokalnych klubach bez liczenia na kokosy, dajcie ludziom cos prawdziwego, autentycznego i glebokiego, a docenia wasza misje ;)
    Kiedys mowilo sie ze muzyka, sztuka nalezy do tzw potrzeb wyzszych u czlowieka, dzisiaj to sie zmienia – wiekszosc ludzi nie ma juz zadnych potrzeb wyzszych, w dawnym rozumieniu. muzyka leci wszedzie w kolko – w radiu, w sklepie, u fryzjera i u dentysty. Jesli chodzi o dzisiejsze gwiazdy to jest to totalne dno muzycznie – gwiazda sluzy do sprzedawania produktów, lifestylow itp, muzyka (ktora btw nie jest ich autorstwa) jest tu tylko srodkiem do celu.
    Jak swiat swiatem zycie nigdy latwe nie bylo, zawsze za to bylo pelno baranow ktore akceptuja wszystko (w tym wypadku informacje) co rzuci im pod nogi system, czyli ludzi z mentalnoscia dumnego niewolnika, nietolerujacego innego niz jego sposobu myslenia.
    Jesli chodzi o ludzi po szkolach muzycznych to nie za wiele wsrod nich prawdziwych artystow, ci ktorych znam potrafia jednynie swietnie odtwazac itp, szkola ich ogranicza, ogolnie to jest syf, prawdziwy artysta raczej z takiej szkoly moze wyleciec niz ja skonczyc.Szkolnictwo w Polsce jak wszyscy przyznaja jest nie trafione i nie dziala, podobnie jest wiec ze szkolami muzycznymi :P
    Mlodziez jest naiwna ze zrozumialych powodow, jednak jak ktos ma 30 lat lub wiecej to pasowalo by zauwazyc ze swiat/system nie dziala tak jak w opisie i generalnie hipokryzja rzadzi wszedzie gdzie sa ludzie.

  • filmowiec

    Czytając ten artykuł potwierdza się moje twierdzenie, że Artyści (a raczej machina w jakiej trybach się znaleźli) sami sobie zgotowali ten los… smutne, ale prawdziwe. Potworzyli skomplikowane Prawo Autorskie, z każdej strony chcieliby ciągnąć kasę (ZAiKS-y, ZPAV-y i inne OZZ, które niby w interesie artystów działają, ściągając haracz od użytkowników twórczości). Oczywistym było, że kiedyś ten model musi pierdzielnąć, bo ileż można płacić za to samo. Żeby nie było, to spieszę wyjaśnić, że również jestem Twórcą – producentem filmowym. Według mnie model powinien być prosty: 1. tworzę muzykę lub jakiekolwiek inne dzieło twórcze (np. film). 2. sprzedaję moje dzieło, dzięki czemu mam zapłatę za swoją pracę. 3. Nabywca kupuje moją twórczość… i teraz pojawia się jeden najważniejszy element. W chwili obecnej zgodnie z prawem Nabywca może się nią cieszyć sam lub w najbliższym otoczeniu. Jeśli chciałby np. w swoim lokalu zacząć promować muzykę, którą kupił czyli na dobrą sprawę wspierać sprzedaż twórczości Artysty, to za to musi zapłacić ZAiKSowi. A ja pytam, dlaczego? Skoro zakupiłem przejaw twórczości Artysty za kwotę, którą chciał uzyskać (np. płytę). Chciałbym teraz pomóc Artyście i namówić innych do zakupienia jego twórczości, to nie mogę, bo za tą pomoc musiałbym zapłacić. Nikt nie zauważa subtelnej różnicy, że odtwarzanie muzyki w przestrzeni publicznej jest darmową promocją Twórcy muzyki. Mnóstwo osób zgłaszając swoje utwory do ZAiKSu podpisuje na siebie wyrok, bo w ten sposób jego twórczość może już nigdy nie zaistnieć w przestrzeni publicznej. Powód: prozaiczny… radio gra tylko mainstream, właściciele lokali mają dość płacenia haraczu… powstaje błędne koło. Czy jest wyjście z tej chorej sytuacji? Owszem jest. Zmiana mentalności po każdej ze stron. Likwidacja OZZ i tantiem, zmiana prawa autorskiego po jednej stronie – no bo dlaczego praca Muzyka ma być inaczej traktowana, niż praca np. rzeźbiarza, malarza, projektanta mody – dlaczego Muzyk z raz wytworzonego dzieła ma czerpać ciągłe korzyści? Czy owy malarz, rzeźbiarz wystawiając swoje prace w galerii otrzymuje jakieś pieniądze? NIE. Musi stworzyć nowy obraz (rzeźbę) lub kolejną kopię i za to będzie miał wynagrodzenie. Muzyk korzyści powinien czerpać ze sprzedaży płyt, plików, koncertów itp, a nie z tantiem. Tantiemy to jakiś chory wymysł cwaniaka (czytaj: przemysłu muzycznego, bo na pewno nie zdolnego Twórcy), któremu udało się zrobić np. jeden hit i czerpać z tego korzyści. Ja tworząc film sprzedaję go, nikt nie płaci mi przez kolejnych x-dziesiąt lat żadnych tantiem – pracuję nad kolejnym i sprzedaję. Od drugiej strony oczekiwałbym szacunku dla pracy twórczej… tak po prostu, kupujmy muzykę (płyty, pliki), chodźmy na koncerty, tak aby każdy Artysta dostał za swoją, niejednokrotnie ciężką pracę pieniądze, abyś mógł cieszyć się Jego twórczością.

Tak. Korzystamy z ciasteczek w celach statystycznych. Na 90% nie przeczytasz treści tego komunikatu, ale jeżeli już to robisz to wiedz, że możesz wyłączyć ich obsługę w swojej przeglądarce. Więcej informacji o ciasteczkach